piątek, 11 listopada 2011

nie czuję potrzeby

pisania ...

Za cholere nie wiem czy to dobrze czy źle.
Najgorsze jest to, że nie czuję też potrzeby czytania.
A to już brzmi niebezpiecznie ...

środa, 26 października 2011

dzień otwarty ...

Wczoraj był dzień otwarty w szkole ... oto co ciekawsze zdarzenia:

Maks poprosił na kartkówce o zgodę na nałożenie słuchawek, że niby pomaga mu to w skupieniu. Mimo że to były słuchawki ryk był taki, że nauczyciel poprosił o ściszenie. Poprosił raz, poprosił drugi. Nic. No bo jak chłopak miał cokolwiek usłyszeć jak mu walił w uszy pierdylion decybeli ?!

W końcu zajarzył, że facet coś od niego chce - zdjął sprzęta i się pyta ocochodzi ? Ścisz Maks muykę, bo przeszkadzasz innym. NO przecież METALU się słucha tylko głośno, brzmiała odpowiedż . Hmmm ... niby logiczne, nie ?

Nikodem wreszcie zakumał ze angielski to fajny język. Postępy że łomatko. Tylko fajnie by było, powiedział na luzie Pan, gdyby zaczął na zajęcia przychodzić, bo ostatnio coś nie ma czasu na szkołę ... a dokladniej na lekcje owego angielskiego. Weryfikacja wiedzy odbywa się wtedy, kiedy Pan Profesor wpadnie na starszego gdzieś na schodach albo na ulicy... klasówy pisze na 4 i to mu starcza, taki niby madry się nagle zrobil.   noszkurwa ...

Jeden i drugi się opierdalają na potęgę - ciekawe po kim to mają ? :| ...

niedziela, 23 października 2011

ręcznik a ambicja - uwaga, będzie obrzydliwie

siedzicie na imprezie. NIE PIJECIE. stan dla Was dość osobliwy, ale tak zadecydowaliście. impreza po dwóch, trzech godzinach się rozkręca, towarzystwo się bawi, jednemu się zbiera na dyskusję. ok, biorę to na klatę. gadamy. a to o interesach, a to o muzyce ( tutaj nawet facio wykazuje się dość obszerną wiedzą ), trochę o babach ( jesteśmy w pokoju z tv i internetem, bez kobitek ), polityka. nagle, ni stąd ni z tamtąd, temat ręcznika. że kolega używa jednego; i do twarzy i do dupy. stwierdzam, iż ja używam dwóch. kolega przekonuje, iż to jest bez sensu - przecież człowiek wyciera się będąc już CZYSTYM. to co robię jest więc bez sensu. nie czuję się komfortowo - przekonuję kolegę, mając dwa jestem pewien że użyję tego,który do konkretnej części ciała jest przeznaczony. kolega, czując komfort, zabija mnie twierdzeniem - jak człowiek się myje, to nie ma z tym problemu.

owszem ,stwierdzam, czlowiek na poziomie się myje i się wyciera. jednak, wystarczy mi świadomość, że mogę raz, po pijaku zapomnieć umyć dupy, i rozmażę sobie gówno na twarzy - i to mi każe używać dwóch ...

kolega się w tym momencie obraża i wychodzi. nie może znieść tego, że jest to argument ostateczny.
kurtyna...

poniedziałek, 10 października 2011

wyzwolenie

wreszcie. skasowałem konto na fb. oby ssawa związana z odwykiem trwała krótko. zbyt dużo mnie to kosztowało czasu. nie dając nic w zamian. oprócz złudnego przeświadczenia że jest cacy. a jest jak jest. niby super, ale,biorąc pod uwagę to co się dzieje w mojej głowie, chujowo i z lekka nerwowo.

powoli zaczynam się zbliżać do godziny zero. godziny wielkich zmian. trafia mnie to raz na kilkanaście lat. prowadząc życie w pewnej scenerii dostaję pierdolca. zaczyna mnie nosić. nie mieszczę się w roli jaką sam przyjąłem, ramy zaczynają mnie ograniczać a rzeczywistość wkurwiać. potrzebny jest granat.

wrzucam go najprawdopodobniej jutro. póki co, tylko jeden. na wiązkę muszę poczekać jeszcze 2-3 lata.

niedziela, 2 października 2011

Debil

Wiele idiotyzmów w życiu widziałem, wielu idiotów spotkałem, ale to był rekord świata.

Wracam Ci ja dizsiaj "siódemką" z Mazur, pogoda mniód malina, tłoku za dużego nawet nie ma, w radiu Pink na przemian z Pati Yang, a tu nagle korek. Niby normalka, w niedzielę, 40 km przed Wawą.  Bujam się tak z 10 - 15 minut, dojeżdżam i oczom nie wierzę ...


Jedzie, kurwa, debil , jakąś popierdółką w stylu retro, 40 km na godzinę, a z tyłu ma zainstalowany ... poster wyborczy jakiegoś , drugiego, równie ętelygentnego zapewne idioty o nazwisku Artur Dębski z Ruchu Palikota.

I ten debil, wiozący plakat wyborczy drugiego idioty blokuje całą krajową siódemkę, jedyną drogę, jaką można dojechać do domu.

Stanąć i przypierdolić nie ma jak. Śmieci przez szyberdach wrzucić też nie, bo popierdólka owego nie ma, powiedzieć co się o debilu myśli też nie, bo trzeba by było zatamować wszystkich wkurwionych, co za mną jadą.

No i dupa. Zostaje jedno - flaszka już otwarta.

p.s. znalazłem łosia - pomysł na kampanię ma na tym samym poziomie co kolega od popierdółki. No czad. ...

http://youtu.be/Pf4KvZBBLWQ

czwartek, 29 września 2011

pantofelek

człowiek chyba debilnieje na starość. Albo wypadek na desce sprzed dwóch lat rzucil się nie tylko na oczy ale i na mózg. Wczoraj nie mogłem sobie przypomnieć nazwiska bohatera filmu "Walk the line" . Co więcej, w rozmowie wieczornej ( wracaliśmy kaczką z roboty ) Pierwsza zaczęła ten temat, dochodząc w pewnym momencie do pytania - a jak on się nazywal ? A ja na to - kobito kochana - JAK MOŻESZ TEGO NIE WIEDZIEĆ ?!!!



I tak męczyłem biedną kobitę, wykazując Jej totalną ignorancje w temacie, grając, że PRZECIEŻ ja doskonale wiem o kogo chodzi, a mi też ze łba wyleciało ... I tak jedziemy, jedziemy, ja dumnie i szyderczo wciskam Pierwszą coraz głębiej w fotel, kropelki potu mi się zbierają na czole , Ona patrzy i pyta - i co pierdoło ? też nie pamiętasz ?!!!



No nie pamiętałem. Zapomniałem. Zero koncepcji. Pustka jak w ....pustelni.



i tak Johnny Cash popadł w chwilowe zapomnienie ...

piątek, 23 września 2011

pytanie na dziś

Podobno najlepsza receptą na życie jest to ,aby być sobą. Nawet całkiem nieźle to brzmi. Być zawsze sobą, nie zmuszać się no niczego, nie dawać modom, różnego rodzaju naleciałościom, jeżeli kolidują one z moim ja. Iść przez życie ze świadomością swojej wartości i niepowtarzalności. Super.

Tylko co w przypadku, kiedy jest się fiutem ? Złamasem, skurwysynem, zbokiem ?

Trzymać się niezmiennie tych swoich "standardów" i upodobań ?

Albo ujmując problem nieco delikatniej - co w przypadku, w którym coś jednak nie trybi "zewnętrznie" ? W środku jest w sumie ok, no może z lekkimi jazdami, za to w kontaktach z innymi jest człowiek nie do wytrzymania ? Jest upierdliwy, kłótliwy, pali mosty niemal hurtowo, robi wszystko kierując się praktycznie tylko emociami ? A potem siada i myśli - kurwa - no chyba lekko poprzeginałem. Ale nie ma najmniejszej ochoty nic naprawiać.

Kiedyś o tym pisałem - chyba na bro - ze nienawidzę obłudy i zakłamania. I że każdy taki sygnał jest ostatnim sygnałem. Potem po prostu już nie ma okazji do weryfikacji poglądów. W stosunku do sąsiada, którego pies nasra na wycieraczkę problemu nie ma. Problem jest wtedy, kiedy dotyczy to osoby bliskiej, z rodziny, bliskiego znajomego ( celowo nie używam słowa przyjaciel, bo takowego nigdy nie miałem ) - dochodzi do kwasu, szybka ocena, zero szansy na obronę, i - po zawodach. Bezapelacyjnie i nieodwołalnie. Nie umiem następnego dnia, po tygodniu, miesiącu czy roku spojrzeć na kogoś bez obrazu owego "kwasu". I KOMPLETNIE nie rozumiem serialu Przyjaciele.
Jestem sobą.

środa, 21 września 2011

chyba schodzę na psy ...

... pisanie o żarciu, i z tytułu jego konsumpcji dylematach trawiennych - to chyba już zahaczanie ptakiem o piasek ( ? ) Ale tak na serio, i z ręką na sercu, jebie się tyle spraw, że nie nadążam. I co więcej - codzienne postanowienia, że nie można robić z gówna dynamitu przysypywane są i tłamszone nowymi zdarzeniami o jednoznacznie chujowym zabarwieniu. Nie ma żadnej średniej, trochę na plus trochę na minus. Wszystko, dosłownie wszystko czego dotknę albo na co spojrzę lub o czym pomyślę, biznes, rodzina, kontakty ze znajomymi, wszystko i wszędzie się jebie.

biznes - masakra
choroby w rodzinie - potrójna masakra
znajomi - kolejne rzesze wkurwionych i obrażonych na śmierć i życie / w tej materii wyniki mam po prostu re-we-la-cyj-ne
samopoczucie - chujnia
perspektywy - chujowe
stosunki z Pierwszą - z chujem nie mające nic wspólnego, co akurat w TYM przypadku oznacza że nie jest najlepiej...
motywacja - brak
koncepcja - antykoncepcja
samoocena - zero, ze wskazaniem na minus

Może jakiś przełomik ? Jakiś, kurwa, zwrocik ?

Heloł ?!!! Jedna, wielce zajebista cisza ...

poniedziałek, 19 września 2011

nie było to dobrym pomysłem ...

rano paluch prowansalski
w południe bułka orkiszowa plus serek domek i duży kefir
siedemnasta - spaghetti boloniese classico zrobione tymi ręcamy w ilościach totalnie nieprzyzwoitych ( żaden z nas nie zjadł wszystkiego co miał na talerzu )
dziewiętnasta - z dziesieć śliwek węgierek plus nieograniczona ilość winogron ( tak pod pół kilo )
dwudziesta druga ( po przebudzeniu po szklanej pułapce cztery ) - CAŁA tabliczka czekolady z orzechami


no rozerwie mi w nocy dupę chyba ...

środa, 14 września 2011

wkurwiennie jest

Wkurwia mnie całe stado spraw, wkurwiają mnie ludzie, wkurwiają pracownicy, wkurwia rodzina, bliższa i dalsza, wkurwia cudze szczęście i cudze sukcesy. Wkurwia mnie to, że jestem wkurwiający, przez co wkurwiam innych. wkurwia mnie to błędne koło napędzającego się wkurwu, i brak mozliwości z niego wyjścia też mnie wkurwia. Wkurwia mnie to, że nie mogę nic sensownego napisać, bo oprócz wkurwu, który mnie ogarnia dzień i noc, nie czuje praktycznie nic. I nic nie potrafię z tym zrobić, aby z tego stanu wkurwienia permanentnego wyjśc. I wkurwia mnie to, że zamiast pisać o radości płynącej z kupy fajnych rzeczy jakie się naokoło wydarzają, ja mam przed oczyma jedynie powody tego wkurwu, które przesłaniają mi cały obraz. I nieważne jest, że jak by tak człowiek na logikę do tego podszedł, i na jedną szalę położył to co ma, a na drugą to co się pierdoli i powoduje wkurwienie, to może by i na plus to ważenie wyszło, nieważne, ze jest pare, z zewnątrz pięknie wyglądających zjawisk, wystarczy że się obudzę, a już po kilku sekundach, zwycięski w wyścigu myśli popierdolonych , niczym Sebastian Vetel pojawia się wkurw, tarmosząc i zabijając wszystko co piękne, dodatnie, logiczne, sensowne i wartościowe.

I wkurwia mnie to, że tym megawkurwem psuję sobie relacje z ludźmi, ostatnimi wariatami i desperatami, którzy jeszcze chcą ze mną gadać, nie uciekają lub nie udaja że są zajęci, wkurwia minie to, ze sam, w samobójczej misji trwającej ostatnie kilka miesięcy palę mosty, obrażam, i tnę cienkie i tak nitki relacji z ostatnimi mohikaninami mojej egzystencji, pozwalam bez walki temu megawkurwowi rządzić moim życiem, robić z nim co mu się tylko podoba, niszczyć, palić, rozpierdalać, dewastować ...

Wkurwia mnie bezsilność, nieuchronność megaczarnej dupy, w jakiej się za 2-3 tygodnie znajdę, wkurw pęta mi nogi i ręce nie dając logicznie działać, wkurwia mnie samotność jednej starej muchy, która wpadła w gówno i zniknęła z oczu reszcie gnojówek, tak fantastycznie balangujących na końskiej kupie.

Wkurwia mnie to, ze z zewnątrz wszystko wygląda cudownie, ludziska przychodzą, cmokają, gratulują, miziają słowem, wchodzą w dupę bądź sami dupę nadstawiają, wyciagają bezsensownie głupie wnioski, karmiąc się nimi sami się gdzieś tam potem wkurwiają dlaczego mnie jest tak dobrze a im tak chujowo.

Wkurwia mnie wreszcie to, że nie jestem na odparcie tego całego syfu gotów, ze chwile, w których sobie mówię, że to zaraz przejdzie, ze trzeba się walnąć w ryj, ocknąć, dać sobie samemu kopa w dupę i zasuwać, że te chwile powoli przechodzą do historii.

Wkurwia mnie to, co tu zaraz przeczytam.

Boję się tego stanu.

sobota, 10 września 2011

trzeba poprzestawiać priorytety

Mam na to ochotę od dawna, ale proza życia zabija każdy przejaw szaleństwa. Co dojdę do momentu, w ktorym można by było to zrobić, dostaję takiego kopa w dupsko, że się odechciewa wszystkiego. Życie to nie jebajka, jak powiedział ktoś, kiedyś, gdzieś. Niby o tym wiem, ale zawsze z tyłu głowy tli się nadzieja, że tym razem się uda. A tu monstrualny chuj. Tym razem nie wychodzi.

Mając te osiemnaście, dwadzieścia czy trzydzieści parę lat, zawsze można sobie powiedzieć - mogę jeszcze poczekać, odpuścić na moment, coś pokombinować. Kiedy się ma tyle co Wy wiecie a ja czuję , optyka się zmienia. Tak jak z tą szklanką, tyle że odwrotnie. Jest już do połowy pełno, i zaczyna się wlewać coraz szybciej. Ani nic zakręcić, ani zasłonić, ani wylać, Wpierdziela się ta woda jak wściekła, a jak już się wleje od końca to wiadomo - po zawodach. I jedno wielkie nic.

A miało być o priorytetach ...

Wkurwiające jest też to, że bilans musi wychodzić na zero. Jak tam jest dobrze, tu tutaj musi się coś zepsuć, jak tu jest cacy, tam sie pierdoli. Niby oczywiste, a męczy.

Dobra, miało być o priorytetach, niech będzie. Miejmy to już za sobą ...

Za tydzień, w piątek Wielkie Otwarcie. Co z tego, że deal się już kręci półtora roku - ma być wielkie Bum to będzie. Tutaj priorytety są oczywiste. Nieważna cała organizacja przedsięwzięcia, nieistotne co będzie do picia, jedzenia, jak spiszą się zaproszone gwiazdy, NIKOGO nie interesuje jak zorganizować pracę 3 osób z obsługi, gdzie postawić, czy UMYĆ 200-300 ( właśnie, ILE ich ma być ?!! ), talerzyki, czy dawać widelce, czy nie, co ma być podane ( przypominam, to już w ten piątek ), jak rozdystrybuować zaproszenia. To wszystko nie jest istotne, rzecz jasna.

Ważne jest, czy buty pasują do sukienki. Ważne, czy sukienka dobrze leży, i czy nie trzeba jej będzie przeszyć, poprawić. Istotne jest, które to mają być buty. Stos pudeł codziennie w nocy przed lustrem i analiz. Czacha dymi, każda koncepcja sprawdzana w sposób doświadczalny - Jaruś - i jak ? ... A Jaruś śpi, albo ogląda mecz. ..

Wczoraj wyleźliśmy po dziesiątej, dzisiaj znowu, 7:30 pieprzony budzik w pieprzonej komórce i na 8:45 na Mokotowską. I tak do 22-giej. I jutro też, Trzeba przecie odrobić ten piątek i zarobić na buty. Bo nie pasują do sukienki. Chyba że sukienkę też trzeba będzie zmienić. ..

czwartek, 8 września 2011

Toskania 2011 - special for Martuuucha, co nie wierzy w facetów ...

spało się całkiem całkiem ...

walimy w miasto 

lodzik

fiacik

idziemy dalej

nie wiem co napisać. generalnie zajebiste widoki

a to ...

to nic innego jak dożynki po włosku ...

powrót do Sansepolcro w celu krótkiego komara i wypicia kawusi

fiacik number two ...

znowu fatalne widoki

na koniec - autor sie lansuje w mieście Cortona ...

To Do list

You have nothing to do ...

k...wa - śmiać się czy płakać ?

czwartek, 4 sierpnia 2011

Co jest ?

Ano to, że w robocie u Pierwszej, wczoraj, zostałem odarty z resztki godności, zbrukany i zgwalcony ( spox - psychicznie ... ), czyli spędzałem wieczór na zmywaku. to jest ;| A potem jeszcze wpadli goście, goście i ześmy wyleźli po 24-ej. A dzisiaj Pierwszą musiałem z wyrka na siłę wykopywać, na szczęście trochę człowiek się filmów w zyciu naogladał - Bruce'a Lee i tych innych to i jakoś sprawnie poszło ...

Czyli siedzielim wczoraj do ostatniej, baaardzo zreszta miłej, Klientki, Pierwsza palcem wskazała brudne szklo - to żem polecial na ten zmywak, a tu pitu pitu, znajomi przyszli. no to Pierwsza mówi - Jaruś, nie opierdalaj sie tylko dwa kieliszki i winko zapodawaj. No to zapodałem, Twowarzystwo sie rozkręcilo, Pierwszej baterie pierwszy kieliszek podładowal i dawaj, budowanie więzi międzyludzich. Ja na zegarek pokazuje raz, drugi, nic. Dzioba zamoczyc nie moge, bo samochodem przyjechałem ,a tu atmosfera się rozkręca. Monia z Bartkiem to gaduły, Pierwsza jeszcze większa i pojechali .... O połnocy, jak już wszystko ogarnąłem, wygonilem towarzystwo w cholere, POierwszą do autka i do domciu. Tutaj ząbki, wanienka i lulu. A dzisiaj musiała o 7 rano wstać ... Miełem te 5 minut dzikiej satysfakcji, ze mogę jeszcze godzinkę palnikiem do gory poleżec :)

środa, 3 sierpnia 2011

special for You, Mała ...

impresjonizm w czystej postaci.
tytuł: odpadająca rąsia
smacznego !

dzisiejszy dzień sponsorują kolory: zielony i sinofioletowy

Czyli paleta z Maków Monet'a
A poza tym - pogoda się zrobiła co mi ni cholery humoru nie poprawia, bo gdybym to ja był na ten przykład w mieście Sopot albo Castilione della Pescaia albo gdzie indziej, gdzie do wody dwa kroki to tak, ale jak siedze w biurze to jeden ch...j.

Chociaż może mniej komarów będzie, w dupę kopańców jednych co ostatnio do czwartej rano mi spać nie dawały, i kazały se robić moskitierę na gębę z letniej husty Pierwszej - trzeba to było widziec ....

No i 2cv-ka się trochę lepiej pomyka po mnieście jak na łeb sie nie leje ( bo daszek w takim stanie jest obecnie, że nie ma znaczenia czy jest on zwinięty czy rozwinięty - leje sie na leb i tyle )

no.

p.s. jak by kto potrzebował wspomagania przy puszczaniu pawia - służę kolejną fotką kończyny prawej, górnej. w HD i z lampą. bardzo realistycznie

wtorek, 2 sierpnia 2011

łapka jeszcze wisi gdzie wisieć powinna

chociaż nie jestem do końca przekonany, ze za kilka dni będziemy jeszcze razem.

Co lekarz to inna koncepcja. jeden by ściągal, drugi by zostawił, trzeci kroił a czwarty sie nie pierdolil tylko wziął strzykawę wbił w to , na co ja nawet patrzeć nie mogę bo mnie boli, tak na żywca, pogmerał, odciągnal trochę krwawego gluta i kzał moczyć w rivanolu. no to moczę. wygladam tak ,jak by mnie kto obsikal, ale co na to poradzić.

Generalnie wychodze z założenia iż gorzej już być nie może, bo bania tak napuchnięta że moze tylko pęknąć, co przynioslo by z pewnością ulgę. tylko by bylo troche sprzatania, a nie wiem jak schodzi zgalareciała krew z klawiatury. pewnie niezabardzo ...

Póki co mam co robic - czyli mysleć o tym jak mi się w firmie pierdzieli z miesiąca na miesiąc bez żadnej perspektywy. może faktycznie musze sięgnąć dna, zeby się odbic. bo teraz nie mam absolutnie żadnej koncepcji. a jak przyjdzie Pan z teczką i powie - "panie kossakowski - prosze wypierdalać, to już nie jest pańskie" - to może mi sie jakkieś klapki otworzą ?

no, i tym optymistycznym akcentem kończymy kolejnego zajebiście inteligentnego wpisa i spierdalamy coś zjeść. bośmy jeszcze dzisiaj nie jedlismy. nic a nic.

p.s. z tego co widzę, to nasza sprzątaczka, co właśnie deburdelizuje naszą chałupę prowadzi biznes z lepszą rentownością niż mój. kolejny powód do dumy, kurwa.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

k....waaaaaa ....

starszy piekny umysł nie daje o sobie zapomnieć. atakuje z najmniej spdziewanej strony. ale czy na pewno nie można się było tego spodziewać ?

pomyślmy ....

już dwa razy wyciął ten numer....

dwa razy płaciłem jak psu w dupę kupę kasy ....

i to ja a nie on za to odpowiadam. to ja za każdym razem dochodzę do wniosku że mam do czynienia z dorosłym facetem. i ja biorę na siebie załatwienie tego syfu. i ja się wkurwiam. i mnie to tylko doprowadza do białej gorączki. reszty to nie dotyczy.

znowu wlazł do netu przez komórkę, zaczął ściągać jakieś bzdety i znowu zasnął. i znowu jam mam zapłacić za jego niefrasobliwość i wyskoczyć z prawie patola, w sytuacji, w której każdy grosz jest ostatnio liczony dziesięć razy.

i znowu ja wychodzę na chama rzucającego mięsem, despotę drącego ryj, nie dającego dojść do słowa nikomu. znowu się wszyscy na mnie obrażą. i się będą dziwić, że łażę jak struty i gadać że robię z gówna dynamit i że tak nie można.

no.

piątek, 29 lipca 2011

dramat w pięciu aktach, czyli

1. młodym się posrał komp. czyli dobrze - więcej na powietrzu. ale z drugiej strony dramat, bo się całe 500 giga "ważnych danych" poszło czesać w bliżej nieokreślonym kierunku, ale dobrze - mam jeszcze takich znajomych, co bezinteresownie trzy dni przysiądą nad nie swoim kompem, co by "ważne dane" odzyskać. no więc po 2 tygodniach pobytu u dziadków młodszy piękny umysł w wawie stawia, po trzech dniach pracy kolega mówi że już - jedziemy dzisiaj kole siódmej do roboty, odpalenie kompa - młody siada, patrzy w ekran, za telefon i do starszego dzwoni. No i relacja idzie w świat - Kozak, no więc tak - jednak padł ten drugi, gdzie byly testy, jakies pierdoly szkolne i tp, ale słuchaj ! Wszystkie Twoje gry i save'y z World of Warcraft są !!! i z Wiedzmina też !!!, że co ? czy moja manga ? też jest!!! i Big Lebovski też !!! ... i tak dalej przez 15 minut ...

Ja ie patrze na kolesia, koleś na mnie, ja z oczami nie wiem co zrobić, koleś w końcu - to my już pójdziemy ... i w śmiech ... tak to zostały uratowane megaważne dane. no.

2. łapa nadal w kolorze buraczków. i nie ma zamiaru zmienić dizajnu nic a nic. no.

3. wynik za lipiec powala. nawet nie ma na waciki. czyli jestem na garnuszku Pierwszej. no.

4. komary napierdalają niemiłosiernie. ja z kolei napierdalam komary. czuję się jak planeta śmierci atakowana przez x-wingi ...

5. jutro wiozę młodszego do peenchoof city. z Pierwszą i szwagrem. czyli podróż marzeń. wieczorem nawalanka z teściem, niedzielne pozbywanie się kaca i back to wawa. mam nadzieje że szwagier zostaje, bo mogę tego nie wytrzymać ( szwagier smędzi z definicji tak jak ja w okresie )

no.

czwartek, 28 lipca 2011

Sansepolcro

już niedlugo, a konkretnie 13-go spotykamy się z osobą, której udało się to, co jest moim marzeniem od kilku lat. Jesteśmy umówieni na jeden wieczór "techniczny" - czyli jedziemy z tematem kosztów, regulacji prawnych, pozwoleń, warunków środowiskowych, sesnsownych posredników, czyli przegadamy to wszystko, co muszę wiedzieć przed podjęciem jakichkolwiek, wstępnych nawet, decyzji. na jednej flaszce się chyba nie skończy :)

A potem - dupy w malucha i zwiedzamy Umbrię, na tyle na ile się da - czasu maaałooooo ...

wtorek, 26 lipca 2011

facebook to kupa gówna

zajmuje tylko czas i nic nie daje. oprócz słodkiego pierdzenia towarzystwa wzajemnej adoracji. i siedze w tym shicie tylko ze względu na biznes, ktory wymaga od czasu do czasu wpisania jakiejś pierdoły w stylu - jutro zapraszamy - 20% offu - ....

a tak na serio - to mi sie lekko we łbie przestawia, mam humory jak stara Kornacka podczas okresu, jednego dnia jade windą i sie szczerze do siebie jak jest zajebiście, drugiego patrzeć na głupi ryj w lustrze nie moge bo pustka w tym obrazie okrutna ...
najgorsze jest to ze mi czas przelatuje przez paluchy i NIE UMIEM go zapełnić w ilości uznawanej przez siebie samego za wystarczająco dużej czymś sensownym, pozytywnym, dającym kurwa radość, satysfakcję i odrobine pozytywnych odczuć. Zamiast tego siedze calymi dniami przy kompie, patrze na ekran, czytam biznesowe wypierdy tych co czegoś chcą ( a najczęściej to ludziska bez sensu z potrzebami bez sensu ), albo gapie sie na FB, albo gazete.pl, albo na inne chujostwo, cza przelatuje, szesnasta i do domu. a w chalupie pusto, kobita robi, mlodzi w rozjazdach, i siedze przed TV pije piwo i to samo - kolejny dzień bicia rekordu świata w przepierdalaniu czasu ....

Brak koncepcji realnych w obecnej chwili - wiąże mnie zbyt dużo, kasa, zobowiązania, odpowiedzialność. gdyby nie to - siwy dym - bym spierdalał niczym struś pędziwiatr, bym pisał, bym czytał, bym żył. a tak - wegetacja z odrobiną alkoholu, wieczornych perwersji, ciekawych, trwających milisekundy chwil.

Już nie raz sam sobie udowodniłem, ze stać mnie na odwazne decyzje, ale to o czym marzę zbyt mocno wykracza poza realia - nie zrobię tego bliskim. Nie mogę, nie mam wyjścia. I nie chodzi o to że Oni mnie limitują, źle bym się czuł gdybym tak to odbierał - kocham ich do szaleństwa, w ogień bym za nich skoczył, ale jestem na takim etapie, że musze coś z zyciem zrobić, bo mi do końca odpierdoli. Tylko ze żaden kompromis nie wchodzi w rachubę - nie chcę być w połowie spełniony, chcę w całości. Bo za moment nie będzie o czym gadać. Czyli - z jednej strony muszę się uzbroić w cierpliwość, z drugiej, moje ja zaczyna się wyrywać z ciała i krzyczy o potrzebie zzmian. i weź czlowieku badź mądry...

p.s. za dwa tygodnie jedziemy do Sansepolcro - koresponduję z Anitą od jakiegoś czasu - muszę tam pojechać. I porozmawiać. O tym , o czym Ona przekonała isę kilka lat temu ja wiedziałem duzo wcześniej ...

http://www.lerbario.com/

wtorek, 12 lipca 2011

znowu

się chyba pogubiłem...

niby wszystko ok, tylko w robocie shit totalny, ale to nie to.
kobita zapierdala,kocha i odejść chyba jeszcze nie chce, chłopaki dają popalić w stopniu dającym żyć, więc to też nie to ;)

brak sensu jakiś się objawił, brak perspektyw, nuda, brak pomysłów, czyli kupa.
i pisać nie umiem , próbuję i nic. dla pocieszenia wyciągam od czasu do czasu stare teksty i czytam. żedada.

łażę czasami na jakieś spotkania, coś tam bredzę, męczę się i wychodzę.
nie umiem obcować z ludźmi. mimo że chcę.

kurwa, co jest ?

poniedziałek, 4 lipca 2011

wiem że to kiepski ekskjuz ...

ale zapomniałem okularów i gówno widzę ...
w związku z tym gówno napiszę.
czyli do dupy
albo z dupy
jak kto woli.
amen.

środa, 6 kwietnia 2011

nowe, nowsze, najnowsze

będzie się działo. ale za moment. najpierw muszę się ostro postarać by się wygramolić z pierdolonego doła co do niego wpadłem. dół kurewski i głęboki. a wykopany trochę na własne życzenie ...