czwartek, 29 września 2011

pantofelek

człowiek chyba debilnieje na starość. Albo wypadek na desce sprzed dwóch lat rzucil się nie tylko na oczy ale i na mózg. Wczoraj nie mogłem sobie przypomnieć nazwiska bohatera filmu "Walk the line" . Co więcej, w rozmowie wieczornej ( wracaliśmy kaczką z roboty ) Pierwsza zaczęła ten temat, dochodząc w pewnym momencie do pytania - a jak on się nazywal ? A ja na to - kobito kochana - JAK MOŻESZ TEGO NIE WIEDZIEĆ ?!!!



I tak męczyłem biedną kobitę, wykazując Jej totalną ignorancje w temacie, grając, że PRZECIEŻ ja doskonale wiem o kogo chodzi, a mi też ze łba wyleciało ... I tak jedziemy, jedziemy, ja dumnie i szyderczo wciskam Pierwszą coraz głębiej w fotel, kropelki potu mi się zbierają na czole , Ona patrzy i pyta - i co pierdoło ? też nie pamiętasz ?!!!



No nie pamiętałem. Zapomniałem. Zero koncepcji. Pustka jak w ....pustelni.



i tak Johnny Cash popadł w chwilowe zapomnienie ...

piątek, 23 września 2011

pytanie na dziś

Podobno najlepsza receptą na życie jest to ,aby być sobą. Nawet całkiem nieźle to brzmi. Być zawsze sobą, nie zmuszać się no niczego, nie dawać modom, różnego rodzaju naleciałościom, jeżeli kolidują one z moim ja. Iść przez życie ze świadomością swojej wartości i niepowtarzalności. Super.

Tylko co w przypadku, kiedy jest się fiutem ? Złamasem, skurwysynem, zbokiem ?

Trzymać się niezmiennie tych swoich "standardów" i upodobań ?

Albo ujmując problem nieco delikatniej - co w przypadku, w którym coś jednak nie trybi "zewnętrznie" ? W środku jest w sumie ok, no może z lekkimi jazdami, za to w kontaktach z innymi jest człowiek nie do wytrzymania ? Jest upierdliwy, kłótliwy, pali mosty niemal hurtowo, robi wszystko kierując się praktycznie tylko emociami ? A potem siada i myśli - kurwa - no chyba lekko poprzeginałem. Ale nie ma najmniejszej ochoty nic naprawiać.

Kiedyś o tym pisałem - chyba na bro - ze nienawidzę obłudy i zakłamania. I że każdy taki sygnał jest ostatnim sygnałem. Potem po prostu już nie ma okazji do weryfikacji poglądów. W stosunku do sąsiada, którego pies nasra na wycieraczkę problemu nie ma. Problem jest wtedy, kiedy dotyczy to osoby bliskiej, z rodziny, bliskiego znajomego ( celowo nie używam słowa przyjaciel, bo takowego nigdy nie miałem ) - dochodzi do kwasu, szybka ocena, zero szansy na obronę, i - po zawodach. Bezapelacyjnie i nieodwołalnie. Nie umiem następnego dnia, po tygodniu, miesiącu czy roku spojrzeć na kogoś bez obrazu owego "kwasu". I KOMPLETNIE nie rozumiem serialu Przyjaciele.
Jestem sobą.

środa, 21 września 2011

chyba schodzę na psy ...

... pisanie o żarciu, i z tytułu jego konsumpcji dylematach trawiennych - to chyba już zahaczanie ptakiem o piasek ( ? ) Ale tak na serio, i z ręką na sercu, jebie się tyle spraw, że nie nadążam. I co więcej - codzienne postanowienia, że nie można robić z gówna dynamitu przysypywane są i tłamszone nowymi zdarzeniami o jednoznacznie chujowym zabarwieniu. Nie ma żadnej średniej, trochę na plus trochę na minus. Wszystko, dosłownie wszystko czego dotknę albo na co spojrzę lub o czym pomyślę, biznes, rodzina, kontakty ze znajomymi, wszystko i wszędzie się jebie.

biznes - masakra
choroby w rodzinie - potrójna masakra
znajomi - kolejne rzesze wkurwionych i obrażonych na śmierć i życie / w tej materii wyniki mam po prostu re-we-la-cyj-ne
samopoczucie - chujnia
perspektywy - chujowe
stosunki z Pierwszą - z chujem nie mające nic wspólnego, co akurat w TYM przypadku oznacza że nie jest najlepiej...
motywacja - brak
koncepcja - antykoncepcja
samoocena - zero, ze wskazaniem na minus

Może jakiś przełomik ? Jakiś, kurwa, zwrocik ?

Heloł ?!!! Jedna, wielce zajebista cisza ...

poniedziałek, 19 września 2011

nie było to dobrym pomysłem ...

rano paluch prowansalski
w południe bułka orkiszowa plus serek domek i duży kefir
siedemnasta - spaghetti boloniese classico zrobione tymi ręcamy w ilościach totalnie nieprzyzwoitych ( żaden z nas nie zjadł wszystkiego co miał na talerzu )
dziewiętnasta - z dziesieć śliwek węgierek plus nieograniczona ilość winogron ( tak pod pół kilo )
dwudziesta druga ( po przebudzeniu po szklanej pułapce cztery ) - CAŁA tabliczka czekolady z orzechami


no rozerwie mi w nocy dupę chyba ...

środa, 14 września 2011

wkurwiennie jest

Wkurwia mnie całe stado spraw, wkurwiają mnie ludzie, wkurwiają pracownicy, wkurwia rodzina, bliższa i dalsza, wkurwia cudze szczęście i cudze sukcesy. Wkurwia mnie to, że jestem wkurwiający, przez co wkurwiam innych. wkurwia mnie to błędne koło napędzającego się wkurwu, i brak mozliwości z niego wyjścia też mnie wkurwia. Wkurwia mnie to, że nie mogę nic sensownego napisać, bo oprócz wkurwu, który mnie ogarnia dzień i noc, nie czuje praktycznie nic. I nic nie potrafię z tym zrobić, aby z tego stanu wkurwienia permanentnego wyjśc. I wkurwia mnie to, że zamiast pisać o radości płynącej z kupy fajnych rzeczy jakie się naokoło wydarzają, ja mam przed oczyma jedynie powody tego wkurwu, które przesłaniają mi cały obraz. I nieważne jest, że jak by tak człowiek na logikę do tego podszedł, i na jedną szalę położył to co ma, a na drugą to co się pierdoli i powoduje wkurwienie, to może by i na plus to ważenie wyszło, nieważne, ze jest pare, z zewnątrz pięknie wyglądających zjawisk, wystarczy że się obudzę, a już po kilku sekundach, zwycięski w wyścigu myśli popierdolonych , niczym Sebastian Vetel pojawia się wkurw, tarmosząc i zabijając wszystko co piękne, dodatnie, logiczne, sensowne i wartościowe.

I wkurwia mnie to, że tym megawkurwem psuję sobie relacje z ludźmi, ostatnimi wariatami i desperatami, którzy jeszcze chcą ze mną gadać, nie uciekają lub nie udaja że są zajęci, wkurwia minie to, ze sam, w samobójczej misji trwającej ostatnie kilka miesięcy palę mosty, obrażam, i tnę cienkie i tak nitki relacji z ostatnimi mohikaninami mojej egzystencji, pozwalam bez walki temu megawkurwowi rządzić moim życiem, robić z nim co mu się tylko podoba, niszczyć, palić, rozpierdalać, dewastować ...

Wkurwia mnie bezsilność, nieuchronność megaczarnej dupy, w jakiej się za 2-3 tygodnie znajdę, wkurw pęta mi nogi i ręce nie dając logicznie działać, wkurwia mnie samotność jednej starej muchy, która wpadła w gówno i zniknęła z oczu reszcie gnojówek, tak fantastycznie balangujących na końskiej kupie.

Wkurwia mnie to, ze z zewnątrz wszystko wygląda cudownie, ludziska przychodzą, cmokają, gratulują, miziają słowem, wchodzą w dupę bądź sami dupę nadstawiają, wyciagają bezsensownie głupie wnioski, karmiąc się nimi sami się gdzieś tam potem wkurwiają dlaczego mnie jest tak dobrze a im tak chujowo.

Wkurwia mnie wreszcie to, że nie jestem na odparcie tego całego syfu gotów, ze chwile, w których sobie mówię, że to zaraz przejdzie, ze trzeba się walnąć w ryj, ocknąć, dać sobie samemu kopa w dupę i zasuwać, że te chwile powoli przechodzą do historii.

Wkurwia mnie to, co tu zaraz przeczytam.

Boję się tego stanu.

sobota, 10 września 2011

trzeba poprzestawiać priorytety

Mam na to ochotę od dawna, ale proza życia zabija każdy przejaw szaleństwa. Co dojdę do momentu, w ktorym można by było to zrobić, dostaję takiego kopa w dupsko, że się odechciewa wszystkiego. Życie to nie jebajka, jak powiedział ktoś, kiedyś, gdzieś. Niby o tym wiem, ale zawsze z tyłu głowy tli się nadzieja, że tym razem się uda. A tu monstrualny chuj. Tym razem nie wychodzi.

Mając te osiemnaście, dwadzieścia czy trzydzieści parę lat, zawsze można sobie powiedzieć - mogę jeszcze poczekać, odpuścić na moment, coś pokombinować. Kiedy się ma tyle co Wy wiecie a ja czuję , optyka się zmienia. Tak jak z tą szklanką, tyle że odwrotnie. Jest już do połowy pełno, i zaczyna się wlewać coraz szybciej. Ani nic zakręcić, ani zasłonić, ani wylać, Wpierdziela się ta woda jak wściekła, a jak już się wleje od końca to wiadomo - po zawodach. I jedno wielkie nic.

A miało być o priorytetach ...

Wkurwiające jest też to, że bilans musi wychodzić na zero. Jak tam jest dobrze, tu tutaj musi się coś zepsuć, jak tu jest cacy, tam sie pierdoli. Niby oczywiste, a męczy.

Dobra, miało być o priorytetach, niech będzie. Miejmy to już za sobą ...

Za tydzień, w piątek Wielkie Otwarcie. Co z tego, że deal się już kręci półtora roku - ma być wielkie Bum to będzie. Tutaj priorytety są oczywiste. Nieważna cała organizacja przedsięwzięcia, nieistotne co będzie do picia, jedzenia, jak spiszą się zaproszone gwiazdy, NIKOGO nie interesuje jak zorganizować pracę 3 osób z obsługi, gdzie postawić, czy UMYĆ 200-300 ( właśnie, ILE ich ma być ?!! ), talerzyki, czy dawać widelce, czy nie, co ma być podane ( przypominam, to już w ten piątek ), jak rozdystrybuować zaproszenia. To wszystko nie jest istotne, rzecz jasna.

Ważne jest, czy buty pasują do sukienki. Ważne, czy sukienka dobrze leży, i czy nie trzeba jej będzie przeszyć, poprawić. Istotne jest, które to mają być buty. Stos pudeł codziennie w nocy przed lustrem i analiz. Czacha dymi, każda koncepcja sprawdzana w sposób doświadczalny - Jaruś - i jak ? ... A Jaruś śpi, albo ogląda mecz. ..

Wczoraj wyleźliśmy po dziesiątej, dzisiaj znowu, 7:30 pieprzony budzik w pieprzonej komórce i na 8:45 na Mokotowską. I tak do 22-giej. I jutro też, Trzeba przecie odrobić ten piątek i zarobić na buty. Bo nie pasują do sukienki. Chyba że sukienkę też trzeba będzie zmienić. ..

czwartek, 8 września 2011

Toskania 2011 - special for Martuuucha, co nie wierzy w facetów ...

spało się całkiem całkiem ...

walimy w miasto 

lodzik

fiacik

idziemy dalej

nie wiem co napisać. generalnie zajebiste widoki

a to ...

to nic innego jak dożynki po włosku ...

powrót do Sansepolcro w celu krótkiego komara i wypicia kawusi

fiacik number two ...

znowu fatalne widoki

na koniec - autor sie lansuje w mieście Cortona ...

To Do list

You have nothing to do ...

k...wa - śmiać się czy płakać ?