piątek, 29 lipca 2011

dramat w pięciu aktach, czyli

1. młodym się posrał komp. czyli dobrze - więcej na powietrzu. ale z drugiej strony dramat, bo się całe 500 giga "ważnych danych" poszło czesać w bliżej nieokreślonym kierunku, ale dobrze - mam jeszcze takich znajomych, co bezinteresownie trzy dni przysiądą nad nie swoim kompem, co by "ważne dane" odzyskać. no więc po 2 tygodniach pobytu u dziadków młodszy piękny umysł w wawie stawia, po trzech dniach pracy kolega mówi że już - jedziemy dzisiaj kole siódmej do roboty, odpalenie kompa - młody siada, patrzy w ekran, za telefon i do starszego dzwoni. No i relacja idzie w świat - Kozak, no więc tak - jednak padł ten drugi, gdzie byly testy, jakies pierdoly szkolne i tp, ale słuchaj ! Wszystkie Twoje gry i save'y z World of Warcraft są !!! i z Wiedzmina też !!!, że co ? czy moja manga ? też jest!!! i Big Lebovski też !!! ... i tak dalej przez 15 minut ...

Ja ie patrze na kolesia, koleś na mnie, ja z oczami nie wiem co zrobić, koleś w końcu - to my już pójdziemy ... i w śmiech ... tak to zostały uratowane megaważne dane. no.

2. łapa nadal w kolorze buraczków. i nie ma zamiaru zmienić dizajnu nic a nic. no.

3. wynik za lipiec powala. nawet nie ma na waciki. czyli jestem na garnuszku Pierwszej. no.

4. komary napierdalają niemiłosiernie. ja z kolei napierdalam komary. czuję się jak planeta śmierci atakowana przez x-wingi ...

5. jutro wiozę młodszego do peenchoof city. z Pierwszą i szwagrem. czyli podróż marzeń. wieczorem nawalanka z teściem, niedzielne pozbywanie się kaca i back to wawa. mam nadzieje że szwagier zostaje, bo mogę tego nie wytrzymać ( szwagier smędzi z definicji tak jak ja w okresie )

no.

czwartek, 28 lipca 2011

Sansepolcro

już niedlugo, a konkretnie 13-go spotykamy się z osobą, której udało się to, co jest moim marzeniem od kilku lat. Jesteśmy umówieni na jeden wieczór "techniczny" - czyli jedziemy z tematem kosztów, regulacji prawnych, pozwoleń, warunków środowiskowych, sesnsownych posredników, czyli przegadamy to wszystko, co muszę wiedzieć przed podjęciem jakichkolwiek, wstępnych nawet, decyzji. na jednej flaszce się chyba nie skończy :)

A potem - dupy w malucha i zwiedzamy Umbrię, na tyle na ile się da - czasu maaałooooo ...

wtorek, 26 lipca 2011

facebook to kupa gówna

zajmuje tylko czas i nic nie daje. oprócz słodkiego pierdzenia towarzystwa wzajemnej adoracji. i siedze w tym shicie tylko ze względu na biznes, ktory wymaga od czasu do czasu wpisania jakiejś pierdoły w stylu - jutro zapraszamy - 20% offu - ....

a tak na serio - to mi sie lekko we łbie przestawia, mam humory jak stara Kornacka podczas okresu, jednego dnia jade windą i sie szczerze do siebie jak jest zajebiście, drugiego patrzeć na głupi ryj w lustrze nie moge bo pustka w tym obrazie okrutna ...
najgorsze jest to ze mi czas przelatuje przez paluchy i NIE UMIEM go zapełnić w ilości uznawanej przez siebie samego za wystarczająco dużej czymś sensownym, pozytywnym, dającym kurwa radość, satysfakcję i odrobine pozytywnych odczuć. Zamiast tego siedze calymi dniami przy kompie, patrze na ekran, czytam biznesowe wypierdy tych co czegoś chcą ( a najczęściej to ludziska bez sensu z potrzebami bez sensu ), albo gapie sie na FB, albo gazete.pl, albo na inne chujostwo, cza przelatuje, szesnasta i do domu. a w chalupie pusto, kobita robi, mlodzi w rozjazdach, i siedze przed TV pije piwo i to samo - kolejny dzień bicia rekordu świata w przepierdalaniu czasu ....

Brak koncepcji realnych w obecnej chwili - wiąże mnie zbyt dużo, kasa, zobowiązania, odpowiedzialność. gdyby nie to - siwy dym - bym spierdalał niczym struś pędziwiatr, bym pisał, bym czytał, bym żył. a tak - wegetacja z odrobiną alkoholu, wieczornych perwersji, ciekawych, trwających milisekundy chwil.

Już nie raz sam sobie udowodniłem, ze stać mnie na odwazne decyzje, ale to o czym marzę zbyt mocno wykracza poza realia - nie zrobię tego bliskim. Nie mogę, nie mam wyjścia. I nie chodzi o to że Oni mnie limitują, źle bym się czuł gdybym tak to odbierał - kocham ich do szaleństwa, w ogień bym za nich skoczył, ale jestem na takim etapie, że musze coś z zyciem zrobić, bo mi do końca odpierdoli. Tylko ze żaden kompromis nie wchodzi w rachubę - nie chcę być w połowie spełniony, chcę w całości. Bo za moment nie będzie o czym gadać. Czyli - z jednej strony muszę się uzbroić w cierpliwość, z drugiej, moje ja zaczyna się wyrywać z ciała i krzyczy o potrzebie zzmian. i weź czlowieku badź mądry...

p.s. za dwa tygodnie jedziemy do Sansepolcro - koresponduję z Anitą od jakiegoś czasu - muszę tam pojechać. I porozmawiać. O tym , o czym Ona przekonała isę kilka lat temu ja wiedziałem duzo wcześniej ...

http://www.lerbario.com/

wtorek, 12 lipca 2011

znowu

się chyba pogubiłem...

niby wszystko ok, tylko w robocie shit totalny, ale to nie to.
kobita zapierdala,kocha i odejść chyba jeszcze nie chce, chłopaki dają popalić w stopniu dającym żyć, więc to też nie to ;)

brak sensu jakiś się objawił, brak perspektyw, nuda, brak pomysłów, czyli kupa.
i pisać nie umiem , próbuję i nic. dla pocieszenia wyciągam od czasu do czasu stare teksty i czytam. żedada.

łażę czasami na jakieś spotkania, coś tam bredzę, męczę się i wychodzę.
nie umiem obcować z ludźmi. mimo że chcę.

kurwa, co jest ?

poniedziałek, 4 lipca 2011

wiem że to kiepski ekskjuz ...

ale zapomniałem okularów i gówno widzę ...
w związku z tym gówno napiszę.
czyli do dupy
albo z dupy
jak kto woli.
amen.