ale , mimo wielu powodów do bycia szczęśliwym, świetnie widocznych, faktycznych , namacalnych powodów, nie mogę sobie poradzić z tym całym shitem, które mnie zalewa, co zamknę jedno okno i powycieram, otwierają się następne i następne, nie dając szansy na oddech prawdziwym, świeżym powietrzem ...
życie to nie bajka, każdy to wie. ale zawsze była jakaś równowaga, dająca równowagę w myślach, nastroju, przewidywaniu tego co dalej. teraz tego nie ma. ciągłe piętrzenie się wredoty, pecha i złych wyborów, konsekwencji z tym związanych nie daje szans na uśmiech.
dupa zbita.