sobota, 25 stycznia 2020

2020 ....

No to mamy kolejny rok. 2020. Jak to brzmi. Jak jakaś Odyseja Kosmiczna albo inny S-F
Mam nadzieję, że będzie lepszy od poprzedniego. Chociaż, póki co, nic na to nie wskazuje.
Te same demony, te same nerwy, od czasu do czasu chwile szczęścia.
Brak środka.
Albo orgazm albo katastrofa.
Inaczej nie odczuwam.
I coraz bardziej nie umiem się dostosować.
Nie chcę w zasadzie.
A nawet, jak czasami chcę, to nie pasuję. Do niczego i do nikogo.
Z wyjątkiem Pierwszej. Nie wiem na jakiej zasadzie Ona jeszcze tu jest.
No i Piękne Umysły. Ale to osobny temat. Jestem pewien, że znajdą pomysły na życie i swoje miejsca na ziemi i będą szczęśliwi. Mądre one są jak cholera, pewnie po kowalu ...
Btw - czy człowiek musi szukać swojego miejsca na ziemi całe życie? Przecież to jest z dupy. Bo jak już znajdzie, to nie ma czasu się tym nacieszyć. Może trzeba trochę obniżyć poprzeczkę? Może wtedy rzeczy, które chciałoby się robić będą bardziej realne? Tylko że te realne, te "sensowne", te pragmatyczne nie kręcą. A te co kręcą okazują się albo niewypałami, albo zbyt trudne, albo zbyt kosztowne.
Kurwa, trzeba było chyba iść do tej korporacji 20 lat temu. Mózg by wyprali, nastawili na target i by człowiek tyle nie myślał.
A teraz, 60-tka za chwile na karku i dupa zbita.