czyli połączenie dzikiego zapierdolu na obu frontach z niemocą i kupą nerwów.
Zaczynam siwieć w tempie ekspresowym, ciche dni od czasu do czasu i zero odporności na stresa - czyli gula po 15 sekundach od zaiskrzenia. Mimo postanowienia wewnetrznego, że tak nie można. Oczywiście postanowienia składanego przy stanie luźnych gaci. Wystarczy jednak wystąpienie dowolnego katalizatora i jaaadeeeee ... a potem faza opamiętania, jak zwykle po ptokach.
I ani wino ,ani gotowanie, ani jazda wieczorna ani nic...
Nie umiem , póki co, czerpać radości z drobnych przyjemności. Albo nawet tych większych, których niby od cholery jest.
Stres zabija. I wkurwia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz