Czy takie granice w ogóle istnieją, czy człowiek musi się wiecznie dziwić do końca swojego życia ?
Kolejny raz ktoś, komu pomagamy stanąć na nogi odwala taki numer ze kapcie spadają. Ktoś, komu podajemy rękę, aby wyszedł z nosem znad poziomu gówna w jakim się znalazł.
Nie wieczny kombinator, nie cwaniak z definicji ( tutaj akurat zero zdziwienia ), ale taka cicha i spokojna myszka, która zapukała do nas w mroźny wieczór, żeby ją wpuścić, wysłuchać, dać herbaty i pomóc.
Obrastanie w piórka następuje w takim przypadku błyskawicznie. A potem - jeb - strzał z nienacka bez znieczulenia. I zero u takiej osoby refleksji, myśli czy robi dobrze czy źle. W sytuacji oczywistej, niezaprzeczalnie jednostronnie złej.
My sobie z tym oczywiście poradzimy, nie chodzi o spustoszenie w materialnym znaczeniu. Ale jak tu uwierzyć kolejnej zbłąkanej duszy, która zapuka ?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
a pradawna prawda głosi: nie rób komuś dobrze, nie będzie ci źle!
OdpowiedzUsuńwspółczuję, bo jeszcze nie tak dawno sama byłam w podobnej sytuacji, do tego stopnia, że mam wrażenie, jakbym znała osobę o której piszesz ;)
i racja, jak po takich zajściach wierzyć innym...?
ano właśnie ...
OdpowiedzUsuńcytat z maila "co do klientów przyjmowanych w gabinecie - od początku podawałam im swój mail, celem udzielania informacji dot. zdrowia itd.. i tylko w tym celu.. z chwilą działania na własną rękę to chyba naturalne, że nie powiem im żeby nie przychodzili, skoro sami chcieli się umówić na wizyty! " - to odpowiedz na mój bezczelny zarzut, że panienka nie mając czasu na wykonywanie zabiegów u nas, przyjmowała nasze klientki gdzie indziej ... ręce opadają ? ano opadają :)
dzięki bogu damy sobie z tym problemem radę ale wiara w ludzi ulatuje równie szybko jak bąk na wietrze ...
a to świńskie, Ci powiem!!
OdpowiedzUsuńmówiąc delikatnie ;)
OdpowiedzUsuńaha.
OdpowiedzUsuńprzy okazji pozdrawiam :)