piątek, 9 września 2011

Special for Marti - Tuscany 2011 - Part Two

faceci z fujarami ...

przygotowania

ruszamy :)

tutaj Pierwsza zaczęła się wzruszać ...

a tu już ryczała jak bóbr ...

kijowy widok

4 dni - 1000 km

kiepska panorama - widok z Cortony

10 komentarzy:

  1. czuję się dopieszczona :)))
    CUDNE! Czemu my w Polsce nie umiemy tak, z dumą i radością, na wesoło? Tych tradycji, tych zwyczajów... A jak już coś to dożynki w wersji wieś śpiewa i tańczy. szkoda tego.

    rajtuzy rulezzz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. aaaaaaaaaaaaaaaa.....widzę białe trampaski!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. :)))
    drugiego wpisu nie skomentuję nawet, podłości Ty ...

    a co do tradycji - jest to piękne i widoczne na każdym kroku - lokalne obchody, wystepy, pokazy, parady, od Palio w Sienie poczynając na takich własnie dożynkach kończąc. I , z pewnością , w jakiejś mierze jest to robione pod turystów, ale z drugiej strony widać u nich tą radość, spontaniczność, zero obciachu że rajtuzy, pełen profesjonalizm ale i zabawa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. no to samo Hiszpania - nie przepuszczą okazji do fiesty, mają te swoje stowarzyszenia, bractwa, chujwico, żyją tym. miałam okazję świętować z nimi Tamborradę w dniu świętego sebastiana w...SanSebastian, no to przecież szał ciał. 24h napierdalania w bębenki po mieście, orkiestry, stroje, zwyczaje, przemarsze. i nie skrzywione to pierwszomajowymi pochodami, nie, nie. Takie od serca, szczere, radosne.

    My chyba mamy po prostu za mało słońca.

    OdpowiedzUsuń
  5. wchodząc trzeci dzień z rzedu do tego samego sklepu jestes juz inaczej traktowana, uśmiech, pelna otwartość, chęc pogadania mimo ze szansy na porozumienie nie ma, łapy latają, śmiech ...
    Nie trafisz tam znudzonej lali za pultem - wszyscy czerpią z życia tyle radochy ile mogą i dzielą sie z tym z innymi . oczywiscie nie jest tak w duzych metropoliach, w Rzymie czy Mediolanie, tam lokalny patriotyzm każe gardzić kazdym obcym ...

    OdpowiedzUsuń
  6. no wiadomo, że w MIASTACH jest inaczej, ale też tego TAK źle nie odbierałam. W Rzymie spoko - no wiadomo, że nie poznają mnie w sklepiku, w którym trzeci raz kupuję bagietkę, ale chyba też mają świadomość, że jednak z tych "cholernych" turystów trochę pożytku mają, nie?

    OdpowiedzUsuń
  7. nie to ze w Rzymie za kazdym razem mnie ścigali i olewali, moze przesadziłem - uwielbiam tam być, jednak w niektorych sklepach ( z górnej polki ) nie byli specjalnie zainteresowani obsługą słowiańskojęzycznych gości, czego nie było "na wiosce", gdzie kazdy by Cie do domu zaprosił, winem napoił i nakarmił ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. aaa, to już wiem skąd różnica - bo ja nie bywszy w sklepach z górnej półki ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. my bywszy co nie oznacza, ze kupowawszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. no ja nie bywszy, bo się czuję (i wyglądam) jak ubogi krewny z bałkanów ;) ale mam to samo też w ojczyźnie, więc luz.
    cos jak pretty woman na zakupach, tylko że ja nie pretty ;D

    OdpowiedzUsuń