Z samego rana, czyli tak coś około 9:45 otworzyli my pierwsze oko. Około 10-ej drugie. Lutecki sie patrzy i nie wierzy, że można czerpać przyjemność ze spania, skoro na dworze można biegać i walić kupy. Taka optyka.
Dwie godziny później - za godzinę mamy jechać a tu jeszcze nic nie zrobione. Karkówka w piekarniku, tiramisu się kręci, pierniki pieczone wczoraj dzisiaj trzeba malować, prezenty niepopakowane, wszyscy latają w gaciach wpadając na siebie, w tle George Michael i Last Christmas, roboty na trzy godziny. Do zrobienia w godzinę. Czyli normalka .... :)
Praca wre ....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz