Wkurwia mnie całe stado spraw, wkurwiają mnie ludzie, wkurwiają pracownicy, wkurwia rodzina, bliższa i dalsza, wkurwia cudze szczęście i cudze sukcesy. Wkurwia mnie to, że jestem wkurwiający, przez co wkurwiam innych. wkurwia mnie to błędne koło napędzającego się wkurwu, i brak mozliwości z niego wyjścia też mnie wkurwia. Wkurwia mnie to, że nie mogę nic sensownego napisać, bo oprócz wkurwu, który mnie ogarnia dzień i noc, nie czuje praktycznie nic. I nic nie potrafię z tym zrobić, aby z tego stanu wkurwienia permanentnego wyjśc. I wkurwia mnie to, że zamiast pisać o radości płynącej z kupy fajnych rzeczy jakie się naokoło wydarzają, ja mam przed oczyma jedynie powody tego wkurwu, które przesłaniają mi cały obraz. I nieważne jest, że jak by tak człowiek na logikę do tego podszedł, i na jedną szalę położył to co ma, a na drugą to co się pierdoli i powoduje wkurwienie, to może by i na plus to ważenie wyszło, nieważne, ze jest pare, z zewnątrz pięknie wyglądających zjawisk, wystarczy że się obudzę, a już po kilku sekundach, zwycięski w wyścigu myśli popierdolonych , niczym Sebastian Vetel pojawia się wkurw, tarmosząc i zabijając wszystko co piękne, dodatnie, logiczne, sensowne i wartościowe.
I wkurwia mnie to, że tym megawkurwem psuję sobie relacje z ludźmi, ostatnimi wariatami i desperatami, którzy jeszcze chcą ze mną gadać, nie uciekają lub nie udaja że są zajęci, wkurwia minie to, ze sam, w samobójczej misji trwającej ostatnie kilka miesięcy palę mosty, obrażam, i tnę cienkie i tak nitki relacji z ostatnimi mohikaninami mojej egzystencji, pozwalam bez walki temu megawkurwowi rządzić moim życiem, robić z nim co mu się tylko podoba, niszczyć, palić, rozpierdalać, dewastować ...
Wkurwia mnie bezsilność, nieuchronność megaczarnej dupy, w jakiej się za 2-3 tygodnie znajdę, wkurw pęta mi nogi i ręce nie dając logicznie działać, wkurwia mnie samotność jednej starej muchy, która wpadła w gówno i zniknęła z oczu reszcie gnojówek, tak fantastycznie balangujących na końskiej kupie.
Wkurwia mnie to, ze z zewnątrz wszystko wygląda cudownie, ludziska przychodzą, cmokają, gratulują, miziają słowem, wchodzą w dupę bądź sami dupę nadstawiają, wyciagają bezsensownie głupie wnioski, karmiąc się nimi sami się gdzieś tam potem wkurwiają dlaczego mnie jest tak dobrze a im tak chujowo.
Wkurwia mnie wreszcie to, że nie jestem na odparcie tego całego syfu gotów, ze chwile, w których sobie mówię, że to zaraz przejdzie, ze trzeba się walnąć w ryj, ocknąć, dać sobie samemu kopa w dupę i zasuwać, że te chwile powoli przechodzą do historii.
Wkurwia mnie to, co tu zaraz przeczytam.
Boję się tego stanu.