trzeba chyba wrócić i trochę popisać.
bardziej pozytywnie. bo ostatnie wpisy to jakiś jeden wielki dół.... jak by kto mnie nie znał, to by już kwiaty kupował w listopadzie ...
wlazłem na ostatnie trzy i czwartego juz mi sie nie chciało szukać. generalnie wszystkie z dupy. teraz niby lepiej nie jest, te same problemy plus kolejnych pierdylion, ale nikt przecie nie mówił, że będzie lekko.
choroba i śmierć matki, problemy w robocie, codzienna walka o to, żeby wszystko szło na jako takim poziomie, zapierdalanie na dwóch frontach, nieprzespane noce, czwarty rok bez urlopu, nart, jakiegokolwiek, dłuższego niż 3-5 dni wyjazdu, oczy szeroko otwarte ze zdziwienia, jak ludzie mogą nie doceniać tego, co dla nich robisz, kombinując na każdym kroku jak by tu ciebie załadować w dupsko bez gry wstępnej ...
dzieciaki ... już nie ma dzieciaków, są faceci. dwóch rewelacyjnych gości, za ktorych bym skoczył z dachu bez mrugnięcia okiem jak by było trzeba. super. po prostu super ...
no i pierwsza. ale tu trzeba by było ksiązkę napisać.
no i lusiński - bez niego już bym był łysym podpasionym dziadem w kapciach.
dobra, robota czeka, starczy na początek ...